Biografia

CV - skrót:

Dziennikarz. Urodzona w Warszawie, ukończyła studia polonistyczne i kluturoznawcze Uniwersytetu Warszawskiego. Zamieszkała w Tatrach i Zakopanem. Była pracownikiem schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich, ratownikiem TOPR, przewodnikiem tatrzańskim, przewodniczacą „Solidarności” schronisk. Tworzyła dla obcokrajowców programy poznawania kultury i przyrody naszego kraju. 
 Współzałożyciel Oddziału Polskiego The Explorers Club, w latach 1993-2009 służyła Stowarzyszeniu jako Sekretarz, a w okresie 2009-2015 jako Prezes. Członek Honorowy Oddziału Polskiego The Explorers Club.
 Współorganizowała zimowe wyprawy na ośmiotysięczniki Himalajów i Karakorum oraz uczestniczyła w nich jako korespondent dziennika „Rzeczpospolita”, Polskiego Radia, TVP. Organizowała autorskie wyprawy otwierające nowe kierunki w światowej turystyce. Publikuje w kraju i za granicą. Od 1996 r. do końca 2013 r. współpracowała z dziennikiem „Rzeczpospolita”. Jest redaktorem, współautorem i autorem książek oraz wystaw prezentowanych na kilku kontynentach. Mieszka w Warszawie. Matka dwóch synów: Krzysztofa i Łukasza. 

Dłuższa opowieść:

      Krainą mojego dzieciństwa był warszawski Żoliborz, gdzie mieszkałam od urodzenia do studiów. I góry, w które podczas wakacji rodzice wprowadzali mnie i dwóch starszych braci. Pociągały przyrodą, urodą, przestrzenią aż po zaciekawiający tajemnicą horyzont i wolnością, ale bez samowoli. Bycie w górach wymagało narzucenia sobie samemu reguł postępowania, żeby nie zginąć. Tam była wolność do odpowiedzialności. A zajrzenie za horyzont wymagało wysiłku, który dawał satysfakcję.

      Kształciłam się w trzech liceach warszawskich. Z XXXIII LO im. Mikołaja Kopernika z wykładowym językiem angielskim zrezygnowałam po paru latach. Z II LO im. Stefana Batorego mnie wyrzucono. Maturę zdałam w liceum dla dorosłych. Ukończyłam dwa kierunki na polonistyce Uniwersytetu Warszawskiego: pedagogiczny i kulturoznawczy z wynikiem celującym na egzaminie magisterskim.

      Najbardziej żenującymi zajęciami na studiach ze względu na temat i zachowanie prelegenta była polityka kulturalna PRL wykładana przez generała Włodzimierza Sokorskiego – członka Komitetu Centralnego PZPR, ministra kultury. Największą przygodą intelektualną były seminaria o romantyzmie dr hab. Marii Grabowskiej oraz dramatu romantycznego i teatru doc. Stefana Treugutta. Na te zajęcia szłam nawet z gorączką. Pomagały zrozumieć świat i nas. Tam znalazłam klucze do opisu współczesności...

      Pracę magisterską napisałam o inscenizacjach teatralnych „Dziadów”. Uważałam, że jeden Adam zrobił krzywdę drugiemu Adamowi: Hanuszkiewicz - Mickiewiczowi. W archiwum Teatru Narodowego w Warszawie miałam dostęp do tekstu dramatu z odręcznymi dopiskami reżysera. Obroniłam ją w przeddzień wyjazdu pod Mount Everest.

      Chciałam zostać dziennikarzem. Awanturą zakończyła się pierwsza próba. O studiach dziennikarskich myślałam ze wstydem i niesmakiem. Uważałam, że już na tym etapie wymagały zaprzedania duszy władzy. Po seminarium na polonistyce o literaturze w radiu, pozwolono mi przygotować pierwszą audycję dla II Programu PR. Wpuszczono mnie na ul. Myśliwiecką. Nagrałam rozmowę z prezesem polskiego PEN Clubu Juliuszem Żuławskim o jego książce „Z domu” i gościach rodzinnej willi w Zakopanem między wojnami. Pamiętam żal, kiedy do kosza wrzucałam fragment taśmy, który uznano za nieinteresujący. Żuławski opowiadał o tym jak złościł się Stanisław Ignacy Witkiewicz, kiedy ktoś zwracał się do niego: pan Witkacy. Dla przyjaciół był: Staś, dla obcych: Pan Witkiewicz. Ktoś nie dopatrzył. Juliusz Żuławski był na politycznym indeksie. Audycje wyemitowano. Cenzura się wściekła. Postanowiłam zamieszkać ponad PRLem. Spakowałam plecak i wyjechałam do… najwyżej położonej doliny w Polsce. W Tatry. Na kilkanaście lat.

      Pragnęłam robić coś pożytecznego. Wykształcenie i służenie wspólnemu dobru było patriotyczną powinnością polskiego inteligenta. Nie pamiętam, żeby w domu o tym się mówiło, ale to było oczywiste. Ojciec, wychowanek Gimnazjum Jezuitów w Wilnie, jako nastolatek walczył w Armii Krajowej na Wileńszczyźnie, po II Wojnie Światowej nadrabiał studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Dziadek, prof. Julian Krzyżanowski, narażał życie tworząc podziemną, tajną polonistykę Uniwersytetu Warszawskiego podczas niemieckiej okupacji. Po kolei ginęli jego studenci, dwudziestoparoletni poeci Pokolenia Kolumbów: Andrzej Trzebiński, Zdzisław Stroiński, Tadeusz Gajcy, Krzysztof Kamil Baczyński… Dziadek, wyniesiony z przestrzelonymi kolanami z płonącej reduty Powstania Warszawskiego, po wojnie odbudowywał uniwersytet.

      Moi rodzice ciężko pracowali na trójkę dzieci, nasze lekcje angielskiego, wakacje w górach i na Mazurach. Matka - dr medycyny, brała dodatkowe dyżury w szpitalu; ojciec – inżynier ekonomista, w ministerstwie nadzorował budowę domów opieki społecznej, nocami dorabiał fizyczną pracą u „prywaciarza”, jak pogardliwie nazywano wtedy właścicieli firm.

      Alpy poznałam z książek, które pochłaniałam i kolorowych kalendarzy firmy farmaceutycznej przysyłanych przez zachodnią firmę do kliniki, w której brat był lekarzem. O zobaczeniu tego kolorowego, wolnego świata, zwiedzeniu wielkich miast europejskich marzyłam w czasach, kiedy pensja mamy wynosiła 20 dolarów.   O tym jak mi się to udało zrobić wspominam w książce „Adventurous Dreams, Adventurous Lives” pod redakcją Jasona Schoonovera opublikowanej w Kanadzie.

6. Ksiazki

„Adventurous Dreams, Adventurous Lives” w księgarni przy 5. Alei Nowego Jorku (fot. MR)

Na szczycie Monte Rosa. Alpy szwajcarskie 1976 r. 600x403

Na szczycie Monte Rosa (4634 m) na granicy Szwajcarii i Włoch. 1976 r. (Archiwum MR)

Na Auigille de Argentiere.Z tylu Grand Jorasses 640x424

Na Aiguille d'Argientiere w rejonie Mont Blanc na granicy Francji i Szwajcarii. 1976 r. (Archiwum MR)

 

W Tatrach pracowałam w schronisku w najwyżej położonej dolinie w kraju - Pięciu Stawów Polskich. Magister kulturoznawca, ćwiczyłam nowe profesje – blokierki, kalkulatorki, szefowej kuchni… Wspaniała, niełatwa przygoda baby-ceperki-warszawianki wśród górali…

           W 1979 r. zostałam kandydatem do Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (noszącego wtedy nazwę: Grupa Tatrzańska GOPR). O tym jak to się stało, że zostałam ratownikiem tatrzańskim napisałam w dużym skrócie w artykule „W białych spodniach”, poproszona o to przez redakcję „Tygodnika Powszechnego” w 100. lecie TOPR.

W Tatrach jako przewodnik i ratownik

W Tatrach. (Archiwum MR)

1979 - rok obudzenia się Siły i Nadziei. 3 czerwca, dzień po mszy św. celebrowanej przez papieża Jana Pawła II na Placu Zwycięstwa, stałam w tłumie młodych ludzi na Krakowskim Przedmieściu przed kościołem św. Anny. Zdałam sobie sprawę, że ci wszyscy ludzie wokół reagują tak jak ja, że jest nas tak wielu. Strach uciekł precz. Radość, oszałamiające poczucie wspólnoty narodowej!

            W nocy z 7 na 8 czerwca nie zmrużyłam oka. Z personelem schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich z białego prześcieradła i żółtego materiału szyłyśmy ogromną flagę papieską. Przed świtem wyszłam z Andrzejem Krzeptowskim ze schroniska. Nieśliśmy długi drąg. Na szczycie Koziego Wierchu – najwyższego szczytu całkowicie polskiego, ustawiliśmy flagę. Chcieliśmy, żeby Ojciec Św. wiedział, że Tatry Go witają. I też są Jego, jak cała Polska wtedy. Potem pognałam na lotnisko do Nowego Targu na mszę św. Po zakończeniu uroczystości śmigłowiec wiozący Jana Pawła II poderwał się i ruszył w stronę Tatr, choć nie było to w oficjalnym planie. I wtedy rozpętała się wściekła burza. Śmigłowiec zawrócił…

W 1980 r. towarzyszyłam wiosennej wyprawie Andrzeja Zawady na Mount Everest od strony Nepalu. Przejechałam ciężarówką od Bombaju do Katmandu i z powrotem. Z Katmandu do pod Everest poszłam. W bazie u stóp góry na wysokości ok. 5300 m dopadła mnie choroba wysokości. Umierałam na obrzęk mózgu. Życie uratował mi… polski chleb. Zniesiono mnie do dwuizbowego szpitalika w Pheriche, dzień drogi i kilometr niżej. Pozbierałam się i wróciłam do bazy. Weszłam do Kotła Everestu przez wspaniały lodospad - Ice Fall. Zrealizowałam największe swoje marzenie…

W Ice Fallu Mount Everestu 396x600

W Ice Fall, spływającego z Kotła Everestu, wiosną 1980 r. Niewiele kobiet dotarło tu wcześniej (Archiwum MR)

Byłam świadkiem wytyczenia nowej drogi na Mount Everest przez polską wyprawę. 19 maja 1980 r. na szczyt weszli Andrzej Czok i Jerzy Kukuczka. To była 23. ekspedycja, która zdobyła szczyt w dziejach podboju tej góry. Pionierskie czasy. Pod Everestem działały tylko trzy wyprawy, a po śmierci porwanego lawiną uczestnika jednej z nich, dwie.

Himalaizmu uczyłam się od najlepszych. Zapłacili najwyższą cenę za przesuwanie granic niemożliwego.

Wyprawa na Mount Everest maj 1980 600x533

Z Polską Wyprawą na Mount Everest wiosną 1980 r. (Archiwum MR)

Od lewej:
w pierwszym rzędzie: Szerpa Pemba Norbu (sirdar), Jerzy Kukuczka, Andrzej Zawada, Monika Rogozińska, Konstanty Chitulescu (radiowiec), Ryszard Gajewski, Eugeniusz Chrobak,
w drugim rzędzie: Marian Sajnog (kierowca wyprawy), dr Jan Serafin (lekarz wyprawy), dr Lech Korniszewski (lekarz wyprawy), Andrzej Heinrich,
Andrzej Czok, Madan Bahadur Karki (nepalski oficer łącznikowy), Szerpa, Wojciech Wróż,
w trzecim rzędzie: Waldemar Olech, Piotr Stawicki (dziennikarza "Ekspresu Wieczornego"), Szerpa, Szerpa, Szerpa, Jacek Rusiecki.
Ponieważ nie jestem już pewna czy właściwie dopasuję imiona Szerpów do postaci na zdjęciu, więc wymieniam nepalskich uczestników wyprawy: Mingma Tensing, Ang Purba, Nawang Jenden - wspinacze, Japyang Tensing - kucharz, Sona Iyalzen - pomocnik kucharza

Zdjęcie uczestników tej wyprawy jest jak pocztówka z innego świata. Andrzej Czok umrze na zimowej wyprawie na Kangczendzongę, Jurek Kukuczka na południowej ścianie Lhotse, Wojtek Wróż w zejściu ze szczytu K2; Gienka Chrobaka zabije lawina, kiedy będzie wracał do bazy z wierzchołka Everestu, w tych samych zwałach śniegu pozostanie Andrzej Heinrich; Jacka Rusieckiego na przejściu dla pieszych w Krakowie śmiertelnie potrąci samochód. Pełnego planów Lidera - Andrzeja Zawadę, dobije trzy dekady później nowotwór…

1980 - rok wyzwolenia Wielkiej, Dobrej Energii w społeczeństwie. Piękny czas Solidarności. Wybrano mnie przewodniczącą Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność” Schronisk Tatrzańskich. Szczególna to była organizacja. Walczyło się z państwem o prawo do godnego życia pracowników i… pracodawców. Udało się odwojować pieniądze od dziesięcioleci składane przez prowadzących schronisko Krzeptowskich na tzw. fundusz amortyzacyjny i przeprowadzić remonty. Zainstalowaliśmy centralne ogrzewanie (do tej pory papier pokrywał się zieloną pleśnią z powodu wilgoci), łazienkę dla personelu z prysznicem z ciepłą wodą… To była też pora, żeby wyprowadzić niedzielne msze św. odprawiane wcześniej dla wtajemniczonych na schodach kuchennych do głównej sali schroniska…

            Grudzień 1981 r. - horror stanu wojennego. Szłam Krupówkami do komendy milicji po przepustkę na wyjazd do Warszawy. Niepokoiłam się o Rodzinę. Telefony nie działały, w telewizorze upiorny generał w ciemnych okularach, w radiu muzyka Chopina. Spotkałam kolegę – Co ty robisz? – zapytał. – Szukają cię. Uciekaj! Wpadłam do Centrali GOPR. Kiedy ktoś nieznajomy dzwonił do drzwi, ratownicy zamykali mnie w szafie wyprawowej. Tragikomedia. Ukrywałam się w Zakopanem i w górach. Wdzięczna jestem tym wszystkim, którzy mnie wtedy otoczyli opieką…

Góry były zamknięte dla turystów i taterników. W opustoszałych Tatrach w 1982 r. pojawiły się znowu specjalne oddziały Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Wprowadził je do Pięciu Stawów i szkolił ratownik tatrzański spoza Zakopanego. Kiedy ci młodzi mężczyźni przybyli pierwszy raz, opromienieni aurą antyterrorystów ochraniających Papieża, wspinałam się z nimi na Zamarłej Turni. Związanie się liną w ekstremalnych sytuacjach łączy i otwiera człowieka. Do specjalnych jednostek wybierano specjalnie. Na przykład wśród sierot. Chłopcy myśleli, że w elitarnych oddziałach przeżyją przygodę jak z filmów amerykańskich. Straszne rzeczy z ludźmi czynił system komunistyczny. Poddawani praniu mózgu, społeczeństwo mieli traktować jak wroga. Przeciągnięci na ciemną stronę mocy, służyli Złu. Chyba dopiero w stanie wojennym dowiedziałam się, że w marcu 1981 r. funkcjonariusze tych oddziałów pobili działaczy NSZZ Solidarność (wśród nich Jana Rulewskiego) w Bydgoszczy; że kazano im zdobywać warszawską Wyższą Oficerską Szkołę Pożarniczą, kopalnię „Wujek”… Stan wojenny wykopał przepaść. Kiedy pojawili się znowu w dolinie byli wrogami. Nocami odreagowywali przy wódce… Wychowana w etosie gór uczącym partnerstwa, opiekuńczości, zaufania, odpowiedzialności, po raz pierwszy dowiedziałam się, że w górach największym zagrożeniem może być dla mnie… człowiek.

W 1982 r. wyszłam za mąż. Ślub odbył się za zgodą kurii krakowskiej w schronisku w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Udzielił go kolega ratownik, dominikanin, o. Leonard - Józef Węgrzyniak, Wspaniały Gazda Sanktuarium Matki Boskiej Jaworzyńskiej Królowej Tatr - drewnianej góralskiej kaplicy na Wiktorówkach na skraju Rusinowej Polany. Góralską muzykę grał zespół Maśniaków. Wesele trwało dwa dni. Goście musieli mieć specjalne przepustki na wejście w Tatry na ślub. Młoda para też. Trwał stan wojenny…

Wesele Moniki w Pieciu Stawach 1982 r. 600x391Na tarasie schroniska w Dolinie Pięciu StawówPolskich. Przygotowania do ślubu i wesela. Panna Młoda w żółtym fartuchu.
Pan Młody z tyłu w brązowej kamizelce.    1982 r. (Archiwum MR)

           Synowie urodzili się w szpitalu w Zakopanem: Krzyś w 1983 r., Łukasz w 1985 r. Każdego z maleńkich synków, opatulonego w sankach, pchałam pod górę do kaplicy na Wiktorówkach, gdzie o. Leonard ich ochrzcił.

W Dolinie Pieciu Stawow Polskich z synami ukaszem i Krzysztofem

  Z synami w Dolinie Pięciu Stawów Polskich(Archiwum MR)

Zamieszkałam w Zakopanem. Po zdobyciu uprawnień przewodnika tatrzańskiego oprowadzałam polskie grupy turystów. - Uważaj, co mówisz na cmentarzu, bo stracisz licencję – ostrzegł mnie życzliwy kolega. Nie wiedziałam, że ceną za mówienie prawdy o przyczynach samobójstwa Witkacego czy losie gen. Mariusza Zaruskiego może być utrata licencji przewodnickiej.

Kiedy zdałam państwowy egzamin z języka angielskiego, przygotowałam dla zachodnich biur podróży autorskie programy zwiedzania naszego kraju. Standardowe programy izolowały obcokrajowców od tubylców. Goście oglądali Polskę zza szyb autokarów i pilnowanych hoteli. Moje programy łączyły naturę, zabytki, kulturę, przygodę, polską kuchnię, spotkania z ludźmi także w ich domach. W niedzielę, zamiast do skansenu na wsi, planowanego przez nasze biura podróży, prowadziłam na mszę do kościoła, żeby dotknęli duszy egzotycznego dla nich kraju... Pokazywałam styk Europy i Azji…

            Założyłam firmę - działalność przewodnicką. W chwili, kiedy zaczęłam mieć nadmiar gości, którzy chcieli przyjeżdżać ciekawi Polski, kiedy zaczęłam zarabiać przyzwoite pieniądze, dramatyczne wydarzenia rodzinne sprawiły, że z dnia na dzień musiałam opuścić Zakopane i Tatry. Wróciłam do Warszawy, z małymi dziećmi. Na dmuchanych materacach, z pożyczonymi garnkami, miałam zacząć nowe życie... Strasznie trudny czas… Tatry śniły mi się każdej nocy przez parę lat. Ależ tęskniłam do tamtego życia. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że klęska otwiera nowe przestrzenie. Że banicja z ukochanych Tatr otworzy mi drzwi do najwyższych gór, do innych kontynentów, niezwykłych przygód, doprowadzi do fascynujących ludzi w Polsce i na świecie… Tymczasem najważniejsze było zapewnienie podstaw bytu Rodzinie, po prostu przeżycie. I wykształcenie synów...

 2. P2042155 450x600

Na nizinach… (Archiwum MR)

 

             Odkrywanie Polski dla świata zaowocowało zaproszeniem do wstąpienia do THE EXPLORERS CLUB - organizacji wyjątkowej, wielodyscyplinarnej, międzynarodowej. Klub, który powstał w Nowym Jorku w 1904 r., skupia ponad 3000 członków z ponad 60 państw: odkrywców, badaczy kultur, Ziemi, oceanów, przestrzeni kosmicznej, także tych, którzy przyczyniają się do ochrony dziedzictwa kultury i przyrody.

W 1993 r. byłam współzałożycielem Oddziału Polskiego The Explorers Club. Polska sekcja Klubu powstała z inicjatywy Jerzego Majcherczyka, członka Klubu, mieszkającego w USA, uczestnika wyprawy, która jako pierwsza przepłynęła Kanion Colca w Andach peruwiańskich. Klub jest platformą do promocji dokonań eksploracyjnych Polaków: współczesnych i historycznych, często pogrążonych w niepamięci. Inspiruje biografiami liderów myśli i działań - ludzi obdarzonych ciekawością, wyobraźnią, odwagą, pasją, przekraczających granice nieznanego, przesuwających możliwości człowieka. Powinniśmy się szczycić tymi postaciami i ich dziełem. Budują prestiż, „markę” Polski.

Explorers OPEC LOGO 256 KB
          Oddział Polski The Explorers Club jest Stowarzyszeniem non profit o statusie Organizacji Pożytku Publicznego. Od jego powstania w 1993 r. służyłam mu jako Sekretarz, a od stycznia 2009 r. jako Prezes.

           Pod egidą Polskiego Oddziału The Explorers Club organizowałam i prowadziłam wyprawy - wycieczki dla turystów tropem polskich odkryć, starych kultur, cywilizacji, mitów historii, szlakami skarbów wpisanych na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Otwierały nowe kierunki w turystyce. Łączyły przygodę ze zwiedzaniem zabytków, mieszkanie w pięknych hotelach w zaadoptowanych do tego zabytkach, ale i w namiotach w miejscach trudniej dostępnych. Docieraliśmy do miejsc, gdzie mogliśmy być świadkami odkryć: archeologicznych czy pionierskich wyczynów himalaistów. Badacze, znawcy danego terenu, eksploratorzy, dzielili się swoją wiedzą.

Pakistan. Rhotas Fort 2 Pakistan. Rhotas Fort Pakistan. W drodze do Rothas Fort 640x398

 Potężne forty na terenie Pakistanu. Wielka Historia tędy przechodziła. XVI w. Rhotas Fort w prowincji Punjab zbudował afgański władca, niedaleko miasta, które pyszny Aleksander Macedoński nazwał imieniem swego konia, kiedy zwierzę zdechło (fot. MR)

 Pakistan. Meczet Islamabad

Pakistan. Meczet w Lahore
Pakistan.  Meczet w Peszawarze 640x392

Meczety  w  Islamabadzie, Lahore, Peszawarze... (fot. MR)

 

ROGOZINSKA274 640x389 ROGOZINSKA334 640x398

Przełęcz Chajberska (Khyber Pass) na Jedwabnym Szlaku, granica między Afganistanem i Pakistanem. Tymi wrotami w paśmie górskim wszedł Aleksander Macedoński w IV w. przed Chrystusem, idąc w kierunku Indusu. Z prawej: Dzieci w obozie uchodźców afgańskich w Pakistanie przy granicy z Afganistanem. Z dziećmi zawsze najłatwiej nawiązać jest kontakt. Zaciekawione, biegną do obcych. (fot. MR)

 

Pakistan. Zimowy trekking do Diamir Nanga Parbat Pakistan. Zachod slonca.Nanga Parbat1997-27

Nanga Parbat (8125 m) rozpoczynająca łańcuch Himalajów nad Indusem w Pakistanie. Organizowałam oraz prowadziłam wraz z Krzysztofem Wielickim pierwszy zimowy trekking do bazy wyprawy himalaistów kierowanej przez Andrzeja Zawadę w Dolinie Diamir. Na zdjęciu ogrzewam się przy ognisku z mieszkańcami Doliny Diamir. (fot. MR)

 

ROGOZINSKA281 640x391 ROGOZINSKA289 640x402

ROGOZINSKA282 640x394

Rząd Pakistanu zorganizował w 1999 r. konferencję poświęconą rozwojowi turystyki. Byliśmy z Andrzejem Zawada jej gośćmi. Dzieliliśmy się doświadczeniem (na zdjęciu podczas wspólnej prezentacji - Archiwum MR). Zawada prezentował zimowy himalaizm i przekonywał do jego wspierania (choćby zachęcanie cenami pozwoleń na wspinaczkę), ja zaś tłumaczyłam, że góry wraz z infrastrukturą nie muszą być zimą zamknięte dla turystyki, szczególnie jeśli jest czas wakacji dla pewnej części mieszkanców naszej planety.

 

           Turystyka wzbogaca dany region. Obala uprzedzenia i wrogość, kiedy ludzie się poznają. Sprawia, że mieszkańcy biednych terenów sami zaczynają poznawać wartość dziedzictwa historycznego i zaczynają je chronić.

           Z Elżbietą Dzikowską, a także z Maciejem Kuczyńskim prowadziłyśmy pod egidą Oddziału Polskiego The Explorers Club wyprawy-wycieczki dla turystów śladami Majów, Azteków, Olmeków, Zapoteków i innych kultur Mezoameryki.

 Majowie. W Caracol Belize Majowie. Swieta rzeka Majow Usumacinta na granicy Meksyku i Gwatemli  Majowie. Stella wladcy w Copan w Hondurasie

 Na zdjęciu: Z Elżbietą Dzikowską w ruinach miasta Majów Caracol (Belize), pochłoniętego przez dżunglę. Święta rzeka Majów Usumacinta na granicy Meksyku i Gwatemali. Stella z wizerunkiem władcy w Copan w Hondurasie (fot. MR)

 

Majowie. Palenque 640x429 Majowie. Targ w Chichicastenango. Gwatemala 321x480 

 Miasto Majów Palenque (Meksyk). Na targu w Chichicastenango (Gwatemala) (Fot. MR)

Majowie. Lukasz i Krzy w jaskini Belize

Moi synowie: Łukasz i Krzysztof w jaskini dżungli Belize (fot. MR)


       Do Peru i Boliwii także wielokrotnie organizowałam podróże, prowadząc je pod egidą Oddziału Polskiego The Explorers Club śladami polskich odkryć. Wykraczały poza standardowe trasy.

Peru. Machu Picchu fot. Mariusz Ziolkowski 640x359 Peru. Na szczycie Wayna Piocchu 

Na szczycie Wayna Picchu górującym nad ruinami Machu Picchu, w których prace badawcze prowadza polscy naukowcy. (Fot: zdjęcie z lewej Mariusz Ziółkowski, z prawej MR)

Peru Inca Trail

Fascynująca jest droga, którą szli Inkowie w kierunku Machu Picchu i jej budowle w górzystej dżungli - tzw. Camino Inca/Inca Trail (Fot. MR)

Peru. Cahuachi Nazca Peru. Prof. Anna Gruszczynska-Ziolkowska 640x480 Peru. Giuseppe Orefici na Wielkiej Piramidzie w Cahuachi Fot. MR

 Piramida zbudowana przez Naskańczyków w olbrzymim centrum sakralno-ceremonialnym Cahuachi na Pustyni Nazca na wybrzeżu Pacyfiku. Muzykolog prof. Anna Gruszczyńska-Ziółkowska w Muzeum Antonini w Nazca wyjęła z gabloty glinianą antarę liczącą ok. 1600 lat, wykopaną w Cahuachi i zagrała na tym instrumencie. Muzeum stworzył prof. Giuseppe Orefici, członek Oddziału Polskiego The Explorers Club, który kieruje badaniami Cahuachi. Od ponad ćwierć wieku pracują tam także polscy badacze: archeolodzy, geolodzy, konserwatorzy… (fot: MR)

 

Peru. Tajemnice imperium Inkow 2. Fot. Monika Rogozinska 640x480 Peru. Cuzco 640x480 Peru. Corichancha

 W Cuzco, gdzie powstała polską stacja naukowa Uniwersytetu Warszawskiego. W Coricancha - sercu Imperium Inków, wisi tęczowy symbol ich państwa, zarazem flaga dzisiejszego Cuzco. Tęcza, ważny symbol w różnych kulturach, w naszej cywilizacji ostatnio natrętnie zawłaszczany na symbol orientacji seksualnej (fot. MR)

           Polscy archeolodzy z Centrum Badań Prekolumbijskich Uniwersytetu Warszawskiego, kierowani przez prof. Mariusza Ziółkowskiego, zlokalizowali najważniejszą wyrocznię-sanktuarium czwartej części Imperium Inków. Maucallacta leży na 3700 m n.p.m. w masywie wulkanu Coropuna (6425 m) najwyższego w Peru. Najbliższą miejscowością jest Pampacolca. Teren był rzadko odwiedzany i prawie nieopisany przez przewodniki.

Peru. Ruiny Maucallacta i Coropuna Peru. Po ruinach Maucallacta oprowadzali archeolodzy prof. Mariusz Ziolkowski i Maciej Sobczyk        Peru. Maucallacta. Schody 640x480

 Panie z Europejskiego Forum Właścicielek Firm, które powiodłam do Peru w 2007 r. były pierwszą grupą turystów, jaka zobaczyła odsłaniane sanktuarium. Po wykopaliskach oprowadzali archeolodzy: prof. Mariusz Ziółkowski i Maciej Sobczyk. Na zdjęciu schodzę schodami wydobytymi spod warstw ziemi i popiołów powstałych z palonych ofiar. Prowadzą na zbudowaną z kamieni platformę ceremonialną, która mogła pomieścić ok. 5000 osób (fot. MR i archiwum MR)

Dziennik EL COMERCIO PERU 25 lipca 2007 640x402

"Polacy szukają mowych kierunków turystycznych w Arequipie" - głosił tutuł artykułu w najstarszym, najbardziej poważanym dzienniku Peru

           W rezydencji ambasadora RP w Limie odbyło się spotkanie prasowe z grupą pań z EFWF, dla której ułożyliśmy z prof. Ziółkowskim specjalny program zwiedzania Peru i Boliwii. Peruwiański dziennik „El Comercio” napisał, ze Polacy szukają nowych celów turystycznych z Arequipy. Z miasta tego wyrusza się w stronę Kanionu Colca, a także Maucallacta-Pampacolca.          

          Głównym celem turystycznym z Arequipy jest Dolina Colca dzięki polskiej wyprawie CANOANDES, która przepłynęła jako pierwsza w 1981 r. Kanion Colca i rozpropagowała informację o tym terenie. Dolina ta jest, po Machu Picchu, najczęściej odwiedzanym miejscem w Peru. Trzech z ówczesnych eksploratorów Kanionu Colca: Andrzej Pietowski, Jerzy Majcherczyk i Piotr Chmieliński należą do The Explorers Club.

          13 czerwca 2006 r. w miasteczku Chivay w Dolinie Colca odbyła się uroczystość odsłonięcia pomnika na cześć polskich kajakarzy z wyprawy CANOANDES

Peu Chivay Pomnik Canoandes 600x450    Peru Chivay Pomnik 600x450

Na zdjęciu stoją członkowie wyprawy, od lewej: Zbigniew Bzdak, Jerzy Majcherczyk, Jacek Bogucki, Piotr Chmieliński, Stefan Danielski, siedzą: Andrzej Piętowski, Krzysztof Kraśniewski.
Na zdjęciu z prawej stoję z Olgierdem Budrewiczem, Ambasadorem RP Przemysławem Marcem i Jurkiem Majcherczykiem  (for. MR i archiwum MR)

Peru. Tajemnice imperium Inkow. Monika Rogozinska z przyjaciolmi w Andach

Ludzie są znacznie bardziej przyjaźni niż to wynika z pełnych agresji informacji w mediach

       Współorganizowałam wyprawy zimowe na ośmiotysięczniki Himalajów i Karakorum niezdobyte o tej porze roku i towarzyszyłam alpinistom jako korespondent „Rzeczpospolitej” radia i TVP.
       Kołem zamachowym powrotu do zimowego podboju ośmiotysięcznych szczytów w latach 90. XX w. była determinacja Andrzeja Zawady i pomoc redakcji „Rzeczpospolitej”. Naczelny redaktor Piotr Aleksandrowicz wspinał się, kochał góry i rozumiał alpinizm. Zaryzykował. To był eksperyment. Po raz pierwszy miały być przesyłane zdjęcia z wyprawy w Himalajach przez telefon satelitarny. Nikt tego wcześniej nie robił, wszystko było niewiadomą, a przygotowania łączyły się z dużymi kosztami. Fantastyczny zespół redakcji: redaktorzy, dziennikarze, pracownicy działu marketingu, informatycy, rozumieli wyzwanie i bezinteresownie zaangażowali się w przygotowanie ekspedycji. Zaufali mi. Wielką merytoryczną, koleżeńską, wyrozumiałą pomoc otrzymałam od kierującego działem Sportowym Mirka Żukowskiego.
       „Rzeczpospolita” sponsorowała Polską Zimową Wyprawę na Nanga Parbat 1997/98 nie tylko ją dofinansowując. Zainwestowała także w sprzęt. Wiedziałam, że wkraczam do Kaszmiru na teren sporny dla Indii i Pakistanu. Sprzętu, jakim miałam wwieźć nie posiadała żadna z armii tych państw. Miałam wysyłać w świat dostępne w Internecie korespondencje i zdjęcia z tego terenu…
       Sprawdził się telefon satelitarny kupiony u Duńczyków zaprawionych w wyprawach polarnych. Komputer, kupiony w USA, który miał wytrzymać przejechanie po nim czołgu i niskie temperatury, rozprogramował się z zimna pierwszej nocy po rozłożeniu bazy u stóp Nanga Parbat…
       Wyprawa przetrwała trzęsienie ziemi, lawiny, wypadek, akcję ratunkową. Jak się okazało była tylko wstępem do mojej największej przygody dziennikarskiej i spotkania… jakiego życzę każdej kobiecie. O tym piszę książkę…

Nanga Parbat.Baza.Nanga Parba1997-8 640x427   Nanga Parbat zima. Andrzej Zawada Fot. Monika Rogozinska 337x480 Nanga Parbat zima. Korespondentka w swiecie mezczyzn 1 640x427

Baza Polskiej Zimowej Wyprawy 1997/98 na Nanga Parbat (8125 m) i kierownik ekspedycji Andrzej Zawada  „Lider”. Z prawej: Znowu przy ognisku w Dolinie Diamir z jej mieszkańcami - tragarzami ekspedycji (Fot.MR)

 

 Potem były inne polskie zimowe wyprawy w najwyższe góry.

Makalu zima 640x480  K2 baza w zimie

 Moje zimowe „domy”: pod Makalu (8481 m) w Himalajach i pod K2 (8611m) w Karakorum. Zima w najwyższych górach, to niemal nieustanne wichury z krótkimi przerwami na... malownicze zdjęcia w słońcu (fot. MR)

pakistan. zamiec w bazie

Makalu zima. Praca korespondenta 360x480  Makalu zima z Krzysztofem Wielickim 360x480

 Praca w bazie pod Makalu zimą 2000/2001 (Nepal). Z kierownikiem wyprawy Krzysztofem Wielickim - wielkim himalaistą, zdobywcą Korony Himalajów w szlachetnym, pionierskim stylu: nowymi drogami, w zimie (m. in. Mt. Everest),  wspinając się non-stop, sam na sam z ośmiotysięcznikiem (fot. Archiwum MR)

 

K2 zima. Baza w lodzie.2002-03 640x432

Polska flaga w lodowym świecie Polskiej Zimowej Wyprawy na K2 od północnej, chińskiej strony (Netia K2 Polish Winter Expedition 2002/2003) (fot. MR)

      

Polska wyprawa na drugi szczyt Ziemi - K2 na przełomie 2002/2003 roku była pierwszą zimową ekspedycja na tę górę od chińskiej strony. Nazywała się Netia K2 Winter Expedition, bo firma telekomunikacyjna byla jej sponsorem. Miala międzynarodowy skład. Przekazywałam korespondencje dla dziennika „Rzeczpospolita”, Internetu, Polskiego Radia i TVP. Tłumaczone na język angielski i rosyjski, pojawialy się na portalach w wielu krajach. Dysponowaliśmy najnowocześniejszym sprzętem do montażu materiałów filmowych i przesyłania go przez satelitę do studia telewizyjnego w Warszawie. Przekazywanie filmów przez satelitę było bardzo kosztowne, więc na Lodowcu K2, w bazie głównej na wysokości 5100 m n.p.m. utworzyliśmy studio montażowe w małym, dwuosobowym namiocie, żeby do Polski przesyłać gotowy już do emisji, zwięzły materiał. Wiele z tych materiałów inicjowałam i współtworzyłam.
       To była szczególna wyprawa. Uciekło z niej ośmiu mężczyzn. Trzech z ekipy telewizyjnej, promujących się jako specjalistów od sportów ekstremalnych, nie dotarło nawet do głównej bazy ekspedycji. Nie widzieli całej góry. Nie wytrzymali fizycznie i psychicznie warunków etapu podróży jeszcze zupełnie łatwego. Zawrócili do domu i do ciepłego studia w Warszawie. Czwarty doszedł do bazy głównej, ale wkrótce zszedł opuchnięty od płaczu i też wrócił do domu. Po zakończeniu ekspedycji, odebrali nagrodę telewizji za to, co my robiliśmy w trudnych warunkach. Jedynym członkiem ekipy telewizyjnej, który został z nami do końca i naprawdę zasłużył na nagrodę był technik specjalista od przekazów satelitarnych. Żadne warunki go nie poruszały. Zawsze pogodny, spokojny, najgorsze...przesypiał. Wyprawa trwała od połowy grudnia 2002 do połowy marca 2003 roku. Programy studia telewizyjnego ekspedycji gromadziły ok. 4 mln widzów. Firma Netia zrobiła najlepszą kampanię reklamową roku. Małe dziedzi pytane o najwyżsżą górę na świecie odpowiadały: Netia K2. Po powrocie zobaczyłam emitowne odcinki audycji. Na żadnym nie widnialo moje nazwisko, jako współautora. Ciekawe czy ludzie, którzy tak postepują potrafią byc szczęsliwi?
       Niskie temperatury ok. – 30 st. C w bazie i huraganowe wiatry wyczerpywały. Na żadnej zimowej wyprawie nie wymarzłam tak, jak na tej. Ale nie wysokość, niedotlenienie, przenikliwe zimno i wiatr najbardziej dokuczały. Wielu kolegów dało z siebie wszystko. Niektórzy jednak pojechali tam nie z miłości do gór, ale do… kamery. Słabi mężczyźni źle znoszą, kiedy ich słabość obserwuje kobieta…
       K2 do dziś w zimie nie zostało zdobyte.

000007 320x216 000014 320x216 dolina rzeki shaksgam

 Kaszgar na Jedwabnym Szlaku, obecnie w Chinach. Zimowe wyprawy alpinistów wpisana jest długa podróż. Wspaniała okazja, żeby poznawać świat i jego mieszkańców.
Z prawej: Karawana doliną rzeki Shaksgam w kierunku K2 w Chinach (fot. MR)

 

p2030873 640x480 k2 lato. monika i k2 w tle 320x214

 Miałam szczęście widzieć Górę Gór - piękną piramidę K2 od dwóch stron: północnej w Chinach w zimie i południowej w Pakistanie latem. Warunki były nieporównywalne. Zima w Karakorum, to rzeczywiście, jak mawia Wojtek Kurtyka, sztuka cierpienia (fot. MR)

 

k2 lato baltoro.przeprawa przez wode 320x214 k2 lato 191x240 k2 lato. baltoro-concordia-namioty-mitre peak 320x214

 Droga pod K2 latem Lodowcem Baltoro w Pakistanie (fot. MR)

       Miałam szczęście (ciężko wypracowane) spotkać pierwszych zdobywców ośmiotysięcznych szczytów: Mount Everestu, K2, Broad Peak, Dhaulagiri.

 

Kurt Diemberger

       Austriaka Kurta Diembergera – zdobywcę dziewiczych: Broad Peak (8047 m) w 1957 r.  i Dhaulagiri (8167 m) w 1960 r., odwiedziłam w jego domu we Włoszech w 2005 r. Kurt miał odwiedzić jesienią tamtego roku Polskę. Chciałam wyjaśnić przebieg tragicznych wydarzeń na K2 w 1986 r. Niektórzy Polacy niesłusznie obciążali Kurta odpowiedzialnością za śmierć naszej alpinistki. Prawej dłoni, którą mnie obejmuje, brakuje połowy palców. Stracił je po odmrożeniach w czasie odwrotu z K2. Rozmowę z Kurtem Diembergerem opublikowałam w „Rzeczpospolitej”.

 

k2 lato. lino lacedelli-grupa-monika-changezi 640x480 z sir edmundem hillary w warszawie

Z lewej: Włoch Lino Lacedelli w wieńcu na szyi. Zdobywcę K2 z 1954 r. spotkałam w Pakistanie podczas Złotego Jubileuszu – 50. rocznicy wejścia na K2. W jubileuszowym roku, w wieku 79 lat doszedł do bazy u stóp góry na wys. 5100 m.
Sir Edmunda Hillary’ego, pierwszego człowieka, który postawił stopę na szczycie Mount Everestu, spotykałam wielokrotnie: w Himalajach, w Londynie, gdzie przyjechałam zrobić z sirem wywiad dla dziennika "Rzeczpospolita", w Nowym Jorku podczas zjazdów The Explorers Club – był Prezesem Honorowym Klubu. Na zdjęciu: z sir Edmundem Hillary w Warszawie w 2004 r. (fot. Archiwum MR)

 

       Organizowałam wizyty w Polsce legendarnych już postaci eksploracji. Nasz kraj był zamknięty, kiedy dokonywali swych wyczynów. Pragnęłam podzielić się z rodakami tymi inspirującymi ludźmi, z którymi miałam kontakt czy przyjaźniłam się, zarazem pokazać gościom Polskę. W programie wizyt były spotkania-prelekcje w ośrodkach akademickich, otwarte dla wszystkich.

        Sir Edmund Hillary – Prezes Honorowy The Explorers Club do Polski przyjechał w 100-lecie Klubu, w czerwcu 2004 r. Wraz z żoną, lady June, odwiedził Warszawę, Kraków Zakopane.

 

Z Polskim Oddzialem The Explorers Club W Collegium Novum UJ fot. J.Poprawski

Członkowie Oddziału Polskiego The Explorers Club z gośćmi w Krakowie w 2004 r. Od lewej: Ryszard Pawłowski (z tyłu), stoją: Aleksander Borodin  - Oddział Rosyjski The Explorers Club, prof. Zdzisław Jan Ryn, prof. Maria Agata Olech, sir Edmund Hillary, Lech Chorzewski - rzecznik Linii Lotniczych LOT, Olgierd Budrewicz, Zbigniew Święch, lady June, Marek Kamiński, Andrzej Zaborowski - Polska Organizacja Turystyczna, Ewa Wójcik, Andrzej Ciszewski, Bernard Koisar, Bogdan Nowak. W pierwszym rzędzie: Andrzej i Elżbieta Lisowscy (trzymają Flagę Klubu), Jarosław Kret, Monika Rogozińska (fot. Archiwum MR)

W Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Laudacje wygłasza prof. Zdzisław Jan Ryn. Siedzą od lewej: Monika Rogozińska, lady June, sir Edmund Hillary, prof. Franciszek Ziejka – Rektor UJ (fot. Jerzy Poprawski)

 

Sir Edmund Hillary.  Z dziecmi w Warszawie Sir Edmund Hillary z goralami w Morskim Oku

Sir Edmund Hillary i lady June na Starym Mieście w Warszawie oraz w przed schroniskiem w Morskim Oku w Tatrach (fot.MR)

       Kapitan Don Walsh – Dyrektor Honorowy, a po śmierci sir Hillary’ego Prezes Honorowy The Explorers Club przyjechał do Polski po raz pierwszy w 2006 r. Profesor inżynierii oceanicznej, specjalista od technologii podwodnych, oceanograf, oficera US Navy, polarnik, uhonorowany nazwą geograficzną Walsh Spur na Antarktydzie, zasłynął w 1960 r., kiedy wraz z Jacquesem Piccardem (też członkiem Klubu) w batyskafie „Triest” dotarli, jako pierwsi ludzie na dno Rowu Mariańskiego w najgłębszym miejscu oceanów, prawie 11 km pod powierzchnią wody.

 

Don Walsh w Polsce w 2006 Don Walsh w Warszawie

Kpt. Don Walsh z członkami Oddziału Polskiego The Explorers Club w Warszawie. Od lewej: Monika Rogozińska, Olgierd Budrewicz, Maciej Kuczyński, prof. Mariusz Ziółkowski, kpt. Don Walsh,  prof. Tomasz Schramm, Stanisław Szwarc-Bronikowski, Elżbieta Dzikowska, Katarzyna Sobierajska – Polska Organizacja Turystyczna, Marek Kamiński.
Na Placu Zamkowym w Warszawie (fot. Archiwum MR i MR) 

 

Don Walsh z Julianem Tuwimem w Lodzi w 2006     Don Walsh w Muzeum UJ

 Kpt. Don Walsh z...Julianem Tuwimem w Łodzi i w Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego (fot. MR)              

       Organizowałam też pierwszą w Warszawie prelekcję alpinisty Reinholda Messnera – pierwszego zdobywcy Korony Himalajów, Członka Honorowego The Explorers Club. Wstęp na nią, do auli ówczesnej SGGW, był oczywiście wolny.

Reinhold Messner przed zamkiem Juval  

Reinhold Messner Zamek Juval

Reinhold Messner w swoim Zamku Juval w Południowym Tyrolu. Rzadko widzialam tego alpinistę usmiechniętego (fot. Archiwum MR)

       W 100-lecie The Explorers Club, w 2004 r. Rada Dyrektorów odznaczyła mnie Citation of Merit za "nadzwyczajną służbę Klubowi i jego celom". Dyplom odebrałam w marcu podczas dorocznego zjazdu i gali w nowojorskim Waldorff Astoria (ECAD – Explorers Club Annual Dinner). Laureatami tego wyróżnienia są m. in. : Robert Ballad, który odnalazł m. in. wrak „Titanica”; Gilbert Grosvenor - wieloletni prezes National Geographic Society; Ted Turner - twórca CNN…
       Nagrodę tę traktuję jako hołd złożony polskiej eksploracji, którą ze wszystkich sił promuję za granicą. Wielka radość!

 

Cenntennial ECAD Citation of Merit. 2004

Gala w Waldorff Astoria w 100-lecie The Explorers Club. Od lewej stoją: Graham Hawkes – inżynier, innowator technologii do badania oceanów, laureat William Beebe Award; prof. Michael Manyak o polskich korzeniach – urolog, mikrobiolog i specjalista medycyny tropikalnej, laureat Medalu Edward C. Sweeney oraz MR. Siedzą: sir Edmund Hillary i Buzz Aldrin (fot. Archiwum MR

 

Cenntennial ECAD Monika Sir Edmund Hillary Lady June Cenntenial ECAD Monika i Buzz Aldrin Cenntennial ECAD Monika i Don Walsh

Serdeczne spotkania. Sir Edmund Hillary i lady June;  Buzz Aldrin – który wraz z Neilem Armstrongiem, także członkiem Klubu, stanęli jako pierwsi ludzie na Księżycu; Don Walsh (fot. Archiwum MR)

Cenntenial Year In the Headquarter Jim Chester 23.03. 2004 Z Jimem Chesterem w Centrali Klubu w 2004 r. – speleologiem, zasłużonym dla Klubu redaktorem biuletynu „The Explorers Log”, człowiekiem skromnym, pracującym jako listonosz. Ogromnie Go brakuje. Zmarł, bo służąc innym, nie miał czasu zająć się sobą, zlekceważył przeziębienie… (fot. Archiwum MR)

       Szczególne wyróżnienie ze względu na to, kto mi je ofiarował. Europejskie Forum Właścicielek Firm – Pań ogromnie dzielnych, uhonorowało mnie w 2006 r. tytułem Kobiety Wybitnej. Wdzięczna jestem za ten dar, choć uważam, że każda kobieta, która łączy obowiązki macierzyńskie, domowe, z pracą zarobkową, a do tego potrafi dać zatrudnienie innym, zasługuje na ten tytuł bardziej niż ja. Niestety za tę pracę, sukcesy zawodowe i oddanie, kobiety często płacą cenę… samotności. Dziwna zależność.

Kobieta Wybitna 2006.12.09

Z ladies: Krystyną Prońko, Katarzyną Grocholą, Teresą Rosati  (fot. Archiwum EFWF)
 
 
SWEENEY MEDAL The Explorers Club
Nowy York, Waldorf Astroria, Marzec 2013 

 1a. ECAD2013.WaldorfA.MRzMedalem (Fot. Karen Zieff/Explorers Club)

1. ECAD 2013. PiotrWytykowski.ScenaMedalMR

(Fot. Piotr Wytykowski)

 Sweeney Medal The Explorers Club otrzymałam podczas dorocznego zjazdu Klubu i uroczystej gali w hotelu Waldorf Astoria na Manhattanie 16 marca 2013 r. Tego roku Medale Klubu otrzymali również: James Cameron - twórca filmu "Titanic", za dotarcie do dna Rowu Mariańskiego; John Glenn i Scott Carpentier - pierwsi dwaj amerykańscy astronauci, którzy okrążyli Ziemię w kosmosie. Galę i zjazd mozna zobaczyć na stronie: Medal

Kobieta kulawa w Rzymie. Colloseum 18.10.2005   Kobieta kulawa w Watykanie 16.10.2005

       Wspomnienie roku 2005. Caly rok chodziłam o kulach. Organizm przypomniał sobie o ciężarach, które nosiłam mieszkając, pracując i służąc innym w górach. Powiedziano mi, że prawdopodobnie zostanę kaleką. Przed kolejną wyznaczoną operacją pojechałam samochodem do Watykanu, na mszę św. przy grobie Jana Pawła II w rocznicę pontyfikatu tego papieża. Przygotowywałam się do tej chwili. Po drodze zatrzymywałam się w sanktuariach.
       Wracając z Rzymu zgubiłam kule - chyba zostawiłam przy kasie na stacji benzynowej w Austrii. Nie zauważyłam, że nie są juz potrzebne. Po prostu zapłaciłam rachunek i wyszłam. Zorientowałam się wieczorem, wypakowując bagaż, że czegoś mi brakuje. Chodziłam normalnie, tylko nogi były słabsze. W Polsce dr Tadeusz Ściński z Centrum Medycyny Sportowej w Warszawie bezinteresownie zajął się dalszą rehabilitacją moich nóg. Uratował mnie. Rok później jeździłam na nartach i chodziłam po Andach.

        Kojarzona jestem z górami. Tymczasem to, co uwielbiam robić od lat, obok promowania Polski i dokonań rodaków, to wędrowanie szlakiem Sacrum i Piękna: po Polsce i świecie. Najpiękniejsze bowiem budowle, najwspanialszą sztukę, człowiek wzniósł i stworzył dla Boga!
   

 

 

Komunikat

...